***
- Castillo, Verdas! W tej chwili do mnie! - krzyknął zdenerwowany dyrektor w stronę kłócącej się dwójki. Ich ciągłe sprzeczki zakłócały harmonie i spokój w całej szkole. Mimo nagany i nieodpowiednich zachowań oni wciąż bez żadnych skrupułów nie darzyli siebie sympatią. Nienawidzili się odkąd tylko się poznali. - Możecie mi powiedzieć co wyprawiacie? Uczniowie mają was już serdecznie dosyć! Czy chociaż raz nie potraficie być spokojni? - warknął, poprawiając swoją marynarkę. Spojrzał na nich nie wyrażając żadnych uczuć, a oni rzucili mu przelotne spojrzenie.
- Panie Smith, to on zaczął - odezwała się brązowooka szatynka. - Dziś powiedział do mnie, że jestem zadufaną w sobie egoistką. - dokończyła i zacisnęła zęby ze złości. W jej oczach można było dostrzec nienawiść.
- Bo jesteś - burknął cicho, bawiąc się swoim telefonem. Dziewczyna zerwała się z miejsca i jak najszybciej podbiegła do niego.
- Co powiedziałeś?! - wrzasnęła, trzęsąc jego ciałem, a chłopak odepchnął ją od siebie, popychając na ścianę. Dyrektor przyglądał się tej całej sytuacji z zaciekawieniem. W tej chwili zapomnieli oni zupełnie, że znajdują się w gabinecie człowieka, który w każdym możliwym momencie może wyrzucić ich ze szkoły. Ale pan Juan traktował wszystkich równo i był bardzo miły.
- To co słyszałaś. Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, któremu trzeba zmienić pieluchę - odpowiedział rozwścieczony, przeczesując swoją prawą dłonią włosy. Oboje byli już na tyle zdenerwowani, że mogłoby dojść do rękoczynów.
- Odszczekaj to w tej chwili - syknęła, przybliżając się do niego. Zacisnęła ręce w pięści, a szatyn zaśmiał się. Kiedy zdał sobie sprawę, że naprawdę to zrobi, przytrzymał jej nadgarstki i uśmiechnął się cwaniacko.
- A ty co teraz zrobisz? - spytał i poruszył śmiesznie brwiami. Violetta fuknęła coś pod nosem i próbowała wyrwać się, ale na marne.
- Wiecie co? Tak wam się przyglądam i pomyślałem, że zachowywałem się dokładnie tak samo, kiedy byłem zakochany - Juan w końcu zabrał głos i usiadł wygodnie na swoim fotelu. Para wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, a Leon przełknął głośno ślinę. Nikt nie pomyślał, że zakochali się w sobie i nie chcą się do tego przyznać.
- Panu chyba się coś pomyliło - powiedział osiemnastolatek. - My razem? Zakochani? Choćby była ostatnią osobą na ziemi, nigdy bym się z nią nie umówił. - dokończył, a dziewczyna przybrała smutny wyraz twarzy. Do chłopaka po chwili dotarło co powiedział i chciał już przeprosić, ale nie udało się, bo jej głos mu przerwał.
- Jesteś świnią - szepnęła ze łzami w oczach i wybiegła z pomieszczenia. Szybko wybiegł za nią, ale już jej nie zobaczył.
***
- Mam dla was ważną wiadomość. - oznajmiła podekscytowana nauczycielka w stronę uczniów. - Jak już pewnie wiecie, został zorganizowany konkurs, w którym dana para musi napisać piosenkę o miłości. Zdecydowaliśmy z uczniami, że tymi osobami będą: Leon i Violetta - dopowiedziała, a oni spojrzeli na siebie zdezorientowanym wzrokiem.
- Co? Nigdy nie będę pisać piosenki z tym idiotą, a tym bardziej o miłości - pisnęła i zaczęła wymachiwać rękami na różne strony.
- Violetta, słownictwo - upomniała ją Angie i pogroziła palcem. - Tak zdecydowaliśmy i nikt już nie może tego zmienić - odpowiedziała, uśmiechając się serdecznie. Westchnęła cicho i usiadła na drewnianej konstrukcji.
- Violu, chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem. Wiem, że zachowałem się jak dupek. Proszę zacznijmy od nowa bez żadnych, niepotrzebnych sprzeczek, zgoda? - spytał Leon i wystawił rękę w stronę szatynki. Dziewczyna na początku wahała się, ale po chwili uścisnęła jego delikatną dłoń. Chłopak pod wpływem emocji przytulił ją, a ona odwzajemniła uścisk. - Dziękuję, że mi wybaczyłaś - mruknął i tym rzem oboje ruszyli w stronę domów. Podczas przebytej drogi dużo rozmawiali i dogadywali się jak nigdy dotąd, uścisnęli się na pożegnanie i każdy ruszył w swoją stronę.
tydzień później
Zbudziły go promienie słoneczne, które przedostały się przez szybę do jego królestwa. Niechętnie wstał z wielkiego łoża i powoli zwlókł się do szafy. Wybrał zestaw na dziś, który składał się z jeansowych szortów, białej koszuli w kratę i czarnej bluzy. Wykonał poranne czynności, po czym udał się do szkoły. To właśnie dziś miała odbyć się ostatnia próba z piękną szatynką, o urodzie jak anioł.
Przez ostatnie dni bardzo zbliżyli się do siebie. Kiedy spoglądał w jej oczy, widział to, czego nigdy nie dostrzegał. Widział szczęście i radość, jaką miała w sobie.
Castillo od zawsze mu się podobała, ale nie umiał jej tego wyznać.
- Hej wariacie - przywitała się, całując jego policzek, a on lekko się zarumienił i spuścił głowę.
- Wariat? Skąd to przezwisko? - zapytał oburzony, patrząc na swoje buty. Zachichotała cicho i pociągnęła go do sali śpiewu. Wręczyła szatynowi gitarę i zaczęła grać znaną mu melodię. Po chwili rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki Abrazeme y Veras.
No me digas lo que piensas,
Creo que lo se.
Solo mirame un instatnte
Y adivinare...
Que dificil fue querernos y
Dejarnos de queter,
Y al final de este camino,
Encontrarnos otra vez.
En tus ojos no hay secretos,
Yo lo puedo ver.
Siepmre tienes la palabra
Que me hace sentir bien.
Que dificil fue querernos
Y volvernos a querer.
Si el amor es verdadero
Todo puede suceder.
Refren śpiewali patrząc sobie w oczy, w których ukryte było uczucie obydwojga do siebie.
- To było coś pięknego - wzruszyła się Violetta, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie mogła uwierzyć, że słowa, które napisał były takie magiczne. W głębi duszy wiedziała, że szatyn właśnie dla niej napisał kawałek piosenki. Wiedziała, że nie jest mu obojętna, a on jej. Bała się wyznać mu co czuje. Choć zmienił się, nie była w stanie zaufać mu w stu procentach.
- Tak, to coś magicznego, wszystkim na pewno się spodoba - wyznał, posyłając jej zniewalający uśmiech.
- Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowała dziewczyna, a on skinął głową na tak. Uważał, że to dobry pomysł i będzie mógł spędzić z nią więcej czasu.
Po piętnastu minutach znaleźli się w restauracji i zamówili dania.
- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił, pocierając spocone dłonie. Właśnie dzisiaj chciał powiedzieć, że jest dla niego kimś więcej niż tylko zwykłą przyjaciółką. - Violetta, ja... - przerwał im telefon, który należał do dziewczyny.
- Przepraszam, to tata, już późno - spojrzała na zegarek. - Dokończymy tę rozmowę jutro - powiedziała i przytuliła Leona, po czym udała się do swojego domu.
- Przepraszam, to tata, już późno - spojrzała na zegarek. - Dokończymy tę rozmowę jutro - powiedziała i przytuliła Leona, po czym udała się do swojego domu.
Ojciec wypytywał gdzie była tak długo, a ona tylko wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. Sumienie nie mogło dać jej spokoju i była ciekawa, co Leon chciał jej powiedzieć. Widziała po jego oczach, że to coś ważnego. Zasnęła, myśląc o nim.
***
- Desecrete wi - dokończyli. Chłopak przysunął się bliżej do Violetty i zaczął zbliżać swoją twarz. Po chwili pocałował ją namiętnie. Tym gestem wyraził swoje wszystkie uczucia do niej. Miłość, bezwartościowość. Usłyszeli wielkie brawa i piski.
- Kocham cię - szepnął jej na ucho, kiedy się od siebie oderwali.
- Ja też cię kocham - mruknęła, łącząc ich usta w jedność.
***
- Kochanie, o czym tak myślisz? - spytał Leon, niosąc dwie szklanki z sokiem. Dziewczyna otrząsnęła się z transu i odwróciła w jego stronę.
- O naszym pierwszym pocałunku - wyznała cicho i złapała jego rękę. - To już trzy miesiące, trzy długie miesiące, a ja z każdą chwilą kocham cię coraz bardziej - dodała i pocałowała go. - Może jakoś wykorzystamy ten czas? - zapytała i zaczęła rozpinać guziki jego czarnej koszuli z lubieżnym uśmiechem na twarzy. Verdas zachwycoy jednocześnie zdziwiony poszedł za nią do swojej sypialni. Kiedy położył się na łóżku, osiemnastolatka zaczęła dotykać opuszkami swoich palców jego wyrzeźbiony tors. Pomrukiwał cicho, a to zachęciło ją do dalszych działań. Jedną ręką zaczeła rozpinać spodnie chłopaka, całując go przy tym z wielką zachłannością. Włożyła rękę pod bokserki chłopaka i szybko je zdjęła. Zaczęła bawić się jego przyjacielem, sprawiając mu tym ogromną przyjemność. Włożyła go do buzi i zaczęła poruszać głową w górę i w dół, a n zaczął nadawać jej szybsze ruchy. Po chwili trysnął jej prosto w usta, a ona oblizała wargi ze smakiem. Tym razem to Verdas przejął inicjatywę i jednym szybkim ruchem zdjął bluzkę oraz stanik dziewczyny. Przygryzł jej sutka, a ona wydała z siebie głośny jęk. Przeszedł do jej skarbu i płynnym ruchem zerwał stringi szatynki. Włoży do środka dwa palce, na co ona wygięła się w łuk. Niezwykle delikatnie dotykał jej miejsca intymnego i całował namiętnie.
- Jesteś gotowa? Na pewno tego chcesz? - zapytał, nakładając prezerwatywę na członka. Wzdrygnęła się lekko i uśmiechnęła szeroko.
- Tak, jestem. Bądź delikatny - szepnęła, a on skinął głową. Kiedy w nią wszedł, wydała z siebie głośny okrzyk, a po jej nogach spłynęła krew. Dziewczyna poczuła ból, który równał się z rozkoszą, współgrali ze sobą idealnie. Kiedy czuła, że jest u kresu, szatyn przyspieszył ruchy, a ona opadła bezwładnie na łóżko. Zaczęła intensywnie oddychać i przytuliła się do zielonookiego.
- Kocham cię - szepnęła, odpływając w głęboki sen.
- Jesteś gotowa? Na pewno tego chcesz? - zapytał, nakładając prezerwatywę na członka. Wzdrygnęła się lekko i uśmiechnęła szeroko.
- Tak, jestem. Bądź delikatny - szepnęła, a on skinął głową. Kiedy w nią wszedł, wydała z siebie głośny okrzyk, a po jej nogach spłynęła krew. Dziewczyna poczuła ból, który równał się z rozkoszą, współgrali ze sobą idealnie. Kiedy czuła, że jest u kresu, szatyn przyspieszył ruchy, a ona opadła bezwładnie na łóżko. Zaczęła intensywnie oddychać i przytuliła się do zielonookiego.
- Kocham cię - szepnęła, odpływając w głęboki sen.
***
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał Leon, gładząc dłoń swojej ukochanej. Mimo tego, że w duchu powtarzał sobie, iż będzie twardy i postara się nie płakać, w jego szmaragdowych oczach pojawiły się łzy.
- Nie chciałam cię martwić - Szatynka uśmiechnęła się ciepło i mocno wtuliła w tors swojego ukochanego.
- Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie - szepnął załamany, mocniej ją do siebie przyciskając. - Nie chcę żyć, kiedy cię nie będzie - oznajmił, zaciskając ręce w pięści. - Obiecaj, że nie odejdziesz - Chłopak zacisnął usta w cienką linię, próbując powstrzymać łzy, które pragnęły wydostać się z jego pięknych oczu.
- Nie odejdę - Głos Violetty również zaczął się łamać. Myśl, że będzie musiała zostawić swojego była jedną z najgorszych, jaka pojawiła się w jej głowie.
- Pamiętasz, jak mówiłaś mi że nie wolno się poddawać? - zapytał, a ona tylko skinęła głową. Żadne słowa ie były w stanie przejść przez jej gardło. Jedynie te, w których mogła wyrazić swoje uczucia wobec Leona. - Nie poddawaj się, kochanie - szepnął czule, próbując w jakikolwiek sposób wmówić sobie, że ten sen się skończy. - Walcz, dla mnie.
- Już za późno... - szepnęła bezsilnie i przełknęła głośno ślinę.
- Nie jest za późno, rozumiesz? - szepnął przerażony, patrząc w jej pełne bólu oczy. - Nigdy nie jest za późno... - szepnął, czując jak ręka jego ukochanej puszcza jego dłoń, zwisając bezsilnie ze szpitalnego łóżka.
- Kocham cię, skarbie. Jesteś dla mnie najważniejszy - powiedziała, uśmiechając się najpiękniej jak potrafiła, mimo bezsilności. Jej blade ciało mówiło, że nie wytrzyma już dłużej, a wciąż kochająca dusza chciała walczyć do końca.
- Ja ciebie też kocham, najmocniej na świecie - Leon ponownie chwycił jej dłoń i mocno ścisnął, chcąc dodać jakiejkolwiek otuchy. Oboje płakali, czując ból w sercach, które biły w tym samym rytmie od zawsze.
- Nie poddawaj się... - błagał, widząc, jak jego ukochana zamyka oczy. - Nie rób tego. Walcz. Nie zostawiaj mnie, proszę... - szeptał bezsilnie, powoli przestając wierzyć w cuda. - Jesteś dla mnie wszystkim - Jego głos łamał się, a poliki były czerwone od nieograniczonej ilości łez.
- Leon.. - Z ust Violetty wydobyło się jego imię i z oczu dziewczyny spłynęły łzy. - Przepraszam - wyszeptała, a on mocno przytulił się do jej słabego ciała.
- Kochanie, nie rób tego. Nie odchodź, proszę! - krzyknął i poczuł jak jej serce z każdą sekundą zaczyna wybijać coraz słabszy rytm, lecz nadal bije tylko dla niego.
- Kocham cię, obiecaj, że będziesz szczęśliwy - powiedziała, kładąc dłoń na jego głowie i zaczęła go delikatnie głaskać. Szatyn zerwał się z miejsca i popatrzył na dziewczynę. Bez zastanowienia wbił się w wargi Violetty, ssąc je z ogromną miłością i nadzieją uleczenia. Szatynka oddała pocałunek, nie chcąc go nigdy przerywać. Za każdym razem, gdy był przy niej, jej serce zaczynało bić szybciej, w tym momencie było tak samo. Mimo słabości, jaką czuła, uśmiechnęła się. Trwali w pocałunku ocalenia, który i tak nie wiele zdziałał.
- Będę cię kochał zawsze - szepnął Leon i ostatni raz spojrzał na wychodzone ciało swojej jedynej miłości. Uśmiechnął się przez łzy, gładząc jej policzek.
- Obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz - To były jej ostatnie słowa. Serce, które jeszcze kilka sekund temu biło w wyjątkowym rytmie, zatrzymało się, pozwalając jej zapaść w głęboki, niekończący się sen.
***
Dlaczego się poddałaś? - zapytał w myślach, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią swojej ukochanej. Silny wiatr rozwiewał jego kasztanowe włosy i poruszał koronami wysokich, kwitnących drzew.
Szatyn utkwił swój pusty, beznamiętny wzrok w jeziorze, z którym miał tysiąc wspaniałych wspomnień.
Poczuł silne ukłucie w sercu i sam nie wiedział, jakie uczucie włada jego ciałem; gniew, czy smutek.
W oku Leona zakręciła się łza tęsknoty i bezsilności, jakiej jeszcze nigdy nie czuł.
- Nigdy nie myślałem, że mnie opuścisz - stwierdził cicho, patrząc w niebo. Chwycił do ręki kamień i cisnął nim w błękitną taflę wody, zostawiając na niej ślad.
Popatrzył przed siebie i oparł rękę o zgięte kolano. Słońce powoli chowało się za horyzontem, dodając niebu magicznych barw. Strach przed cierpieniem powrócił z podwojoną siłą. Leon nie chciał myśleć przyszłości bez osoby, za którą mógłby oddać życie. W jego głowie zebrało się tysiąc myśli, które były już jedynie wspomnieniami.
Ze szmaragdowych oczu Leona wydostały się łzy, które mieniły się w blasku zachodzącego słońca.
- Chcę, żebyś była przy mnie - szepnął i w tej chwili zapragnął dołączyć do swojej ukochanej.
- Nie smuć się, jestem z tobą - Zdawało mu się, że usłyszał głos Violetty.
Rozejrzał się dookoła z nadzieją, że to naprawdę ona, lecz po chwili przetarł oczy i ponownie wlepił wzrok w taflę bezkresnej wody jeziora.
Wstał, zaciskając ręce w pięści.
Słońce schowało się za horyzontem, odchodząc wraz z nadzieją obudzenia się ze strasznego snu.
I wtedy zrozumiał, że miał wszystko, czego potrzebował do szczęścia. Miał miłość, której nie posiada każdy człowiek. Miłość, która nigdy się nie skończy.
- Nie ważne, co się stanie, moje serce i tak zawsze będzie biło w rytmie twojego imienia - obiecał, zamykając oczy.
Maggie i Believe ;*
***
Witajcie na naszym blogu, będziemy tutaj pisać One Shoty.
Zachęcamy was do zamawiania i mamy nadzieję, że z chęcią będziecie czytać! :)
Maggie i Believe ;*